Bałwan w lodówce / Autorzy: Łukasz Gorczyca i Krzysztof Gawronkiewicz / Wydawnictwo: Dwie Siostry

Recenzja: Anna Kaszuba-Dębska



Trzeba się uważnie przyglądać obrazom, rzeźbom i fotografiom, wtedy można w nich odkryć dużo ciekawych historii.

 

Kiedyś mała ja przyglądała się obrazom wiszącym na ścianach. Były tam żółte słoneczniki w wazonie z napisem Vincent, Napoleon na skaczącym koniu, ładna pani karmiąca małego psa, rzeka płynąca pośród jesiennych brzózek, stary, siwy, zmartwiony pan w niebieskim sweterku, podwórko z bawiącymi się dziećmi, duży dom z wielkim tarasem. Mała ja wyobrażała sobie w co bawią się dzieci na tej fantastycznie ukwieconej łące: w chowanego, czy w berka? Czy w tamtym wspaniałym domu, na drugim obrazie z tarasem i kamienną balustrada, mieszkają dzieci? Czy ich dziadek to pan w niebieskim sweterku? I czy zawsze jest taki smutny? Czy ich tata ma na imię Vincent, a słoneczniki w wazonie nigdy nie więdną? Mała ja patrzyła i wymyślała historie, i nigdy się nie nudziła. Obrazów przybywało, a wraz z nimi nowych opowieści. To był czas, kiedy wujek małej ja intensywnie przygotowywał się do egzaminów wstępnych, do Akademii Sztuk Pięknych i kopiował wszystko, co mógł przerysować, przemalować z marnych reprodukcji ze starych albumów. Mała Ja uwielbiała jego pokojo-pracownię. Stawała na palcach i ledwo opierając nos o blat stołu wdychała zapach oleju oraz terpentyny, farb, które się na nim znajdowały. Mała ja wgapiała się w ścianę świeżutko oblepioną śmierdząco-pachnącymi werniksem, kolorowymi płótnami. Mała ja dorosła, sama zaczęła malować, odwiedzała galerie rozsiane po świecie i odnajdywała w nich swoje historie z dzieciństwa, ale już w oryginale.

 

 

Jak wiele szczęścia mają dzieci urodzone w rodzinach artystycznych, gdzie sztuka to najzwyklejsza normalność, towarzysząca codziennemu życiu. Wzrastając w takiej atmosferze wiele rzeczy wiedzą one same z siebie w odróżnieniu od rówieśników, którzy (jeśli będą mieć szczęście) dopiero się tego nauczą. Uświadomiłam to sobie w momencie, kiedy nauczycielka wf-u zadała pytanie moim dzieciom, czy ich matka artystka potrafi ugotować obiad i co one właściwie jedzą. Poczułam się jakbyśmy byli z innej planety. Prawda jest taka, że ta pani nic nie rozumiała. Sztuka była dla niej jakąś najodleglejszą obcością.

 

 

Tak, potrafię ugotować na przykład zupę ogórkową, tak jak mama dwójki dzieci z książki Bałwan w lodówce. Matylda i Bartek mają w sumie dwanaście lat i wiedzą, że świat można czasami oglądać do góry nogami i w ten sposób malować obrazy. I to wcale nie jest pomyłka! Bo czyż sami nie przekonali się stając na głowach, że świat wygląda wtedy inaczej?

A czy wy nie stajecie czasem na głowie? Myślę, że jest mnóstwo powodów, dla których robi się różne rzeczy do góry nogami. Do góry nogami, czyli na odwrót. Artyści szczególnie się tym interesują.

Tak właśnie jest. Artyści robią czasami coś na odwrót albo po to, żeby móc wyrazić swój protest wobec czegoś, albo by ukazać coś w innym świetle, tak by zaczęto się nad takim zjawiskiem zastanawiać. Artyści pomagają widzieć i wiedzieć więcej, przełamują tabu, zmuszają do myślenia.

Matylda i Bartek to dzieci wychowywane wśród obrazów i eksponatów, ponieważ ich tata pracuje w galerii.

Dzięki temu, że tata pracuje w galerii, rodzice mają dużo znajomych artystów. Niektórzy z nich mają dzieci, z którymi się bawimy. Rysujemy razem albo ganiamy się po galerii, bo jest w niej mnóstwo miejsca.

Bohaterowie Bałwana w lodówce pomagają dowiedzieć się, kto zasłynął z malowania obrazów do góry nogami, że jest to niemiecki artysta malujący szybko i z wielką energią, a oprócz pędzli używa własnych palców, że malowanie to dla niego czynność pełna emocji, a te emocje są nawet ważniejsze od tematów, które maluje.

 

 

Książka napisana przez Łukasza Gorczycę, współtwórcę galerii Raster, dziś jednej z najważniejszych prywatnych instytucji kultury w Polsce, jest ciepła, zabawna i przystępna. Każdy przeciętny, dorosły człowiek, który niewiele ma ze sztuką wspólnego, może po nią sięgnąć, by przeżyć ze swoim dzieckiem wspaniałą przygodę w świecie współczesnej sztuki i zorientować się, co się w niej teraz dzieje. Dlaczego artystki i artyści oprócz malowania obrazów, rzeźbienia i fotografowania mają tak zaskakujące pomysły, jak na przykład: robienie fikołków w pociągu, przejażdżki złotym autobusem, budowanie domków z koców i krzeseł, czy trzymanie w lodówce wielkiego śniegowego bałwana?

  • Czy to prawdziwy bałwan? Ze śniegu? – zapytał Bartek.
  • Tak to mój bałwan – odpowiedział Oskar. – Trzymam go tu, bo latem jest mu za gorąco, więc roztopiłby się, gdyby siedział teraz w pokoju.
  •  Czy możemy go dotknąć – zapytał Bartek w tym samym momencie, w którym i ja o tym pomyślałam.
  • Możecie, ale delikatnie, bo teraz śpi.
  • Dlaczego śpi?
  • Bo bałwany latem śpią – odpowiedział Oskar.

Dlaczego nie przedłużyć życia zimowemu bałwanowi, tak jak zadbał o to artysta performer Oskar Dawicki?

Performer to taki artysta, który na żywo przed widzami robi różne wymyślane przez siebie rzeczy. (…) Oskar (…) chętnie się chowa a nawet znika. (...) raz zakradł się nocą do sadu i nadgryzł wszystkie jabłka z jednego drzewa, (…) zorganizował też loterię, w której nie można nic wygrać, bo każdy los jest przegrany. Oskar uważa, że trudniej i mądrzej jest nic nie robić, niż zrobić za dużo. A najważniejsze według niego to umieć ładnie przepraszać.

O takich i innych ciekawych ideach oraz pomysłach jest ta książka. To taki przewodnik oswajający pojęcie artysty-performera.  Dzięki niemu możemy poznawać współczesnych twórców, takich jak Georg Baselitz, który maluje obrazy do góry nogami; Paweł Althamer, który założył na swoim osiedlu park z rzeźbami, a nawet rajski ogród; Joanna Piotrowska, fotografująca by pokazać, że nawet dorośli się «boją albo wstydzą»; Oskar Dawicki, który twierdzi, że trzeba umieć pięknie przepraszać; Klara Liden, która ze zużytych rzeczy tworzy swoje własne, dzikie miasto;  Władysław Hasior, rzeźbiarz urządzający wystawy nie tylko w galeriach, ale i na łąkach; Marina Abramowić i Ulay, którzy do swoich artystycznych działań używali własnych ciał; Aneta Grzeszykowska, szyjąca duże wełniane lalki, które wyglądają jak najprawdziwsze małe dziewczynki; Roman Opałka, malujący obrazy liczone; Edward Krasiński, lubiący zaznaczać swoją obecność za pomocą cienkiej, niebieskiej taśmy samoprzylepnej; Julita Wójcik, która często udaje, że nie jest artystką. W galeriach i muzeach wykonuje zwyczajne, domowe czynności: obiera ziemniaki lub robi na drutach.

Poleca mama, czasem artystka, która potrafi ugotować zupę ogórkową na odwrót, do góry nogami.